Jakże już rzadko zdarza się nam obcować z malarstwem wyrafinowanym formalnie, świadomym dawnej i niedawnej tradycji, malarstwem tradycję ową podporządkowującym własnej potrzebie i dykcji, które atuty owe objawiając niosłoby zarazem energiczną , rześką radość obcowania ze sztuką dynamiczną i niewykoncypowaną.
x x x
EUGENIUSZ GERLACH należy do pokolenia twórców, którym los nie poskąpił zarówno dramatycznych wydarzeń historycznych jak i doznań duchowych najwyższej próby.
Urodzony w czasie II wojny nieopodal Tarnopola /r. 1941/, po wojnie dzielił los tułaczy repatriantów zaliczając m.in. Paczków, Wrocław, by wreszcie zatrzymać się w Krakowie.
Był początek lat 60 –tych i dla młodego malarza Wydział Malarstwa tamtejszej ASP musiał być miejscem wręcz wyśnionym. A propos snów : nie wątpię, że jawiły mu się w nich widoki i powidoki pejzaży, kościołów i cerkwi , tamten zapamiętany z najwcześniejszego dzieciństwa intensywny i zmysłowy świat. A rzeczywistość ówczesna, podobnie jak sam królewski gród , była szaro bura i ciasna.
Gerlach mógł jednak przedłużyć, a właściwie spełnić swój sen /pamięć/ o urodzie i lśnieniu zjawisk. Trafia bowiem na mistrzów polskiego /krakowskiego !/ koloryzmu , przede wszystkim Wacława Taranczewskiego /w którego pracowni studiuje/, ale również Hannę Rudzką Cybisową, Czesława Rzepińskiego i Jonasza Sterna.
Piszę o tym okresie , bo nie tylko okazał się klasycznym „darem losu” dla artysty, który mógł w jednym miejscu i czasie zetknąć się z największymi postaciami polskiej sztuki współczesnej , ale również dlatego, że jak sądzę po dziś dzień opromienia malarstwo Gerlacha silnym i rozpoznawalnym impulsem.
x x x
Gerlach maluje w natchnieniu. Tworzenie obrazu jest dla niego na początku kontemplacją i maksymalnym skupieniem. To trochę jak cisza przed burzą, kiedy wsłuchuje się w pierwszą plamę, bada jej energię i „intencje”. Zastanawia w jakim kierunku chce wybuchnąć.
A potem zaczyna się ten dziwny i na poły alchemiczny proces. Z jednej strony podążanie za intuicją, przeczuciem, za „nie wiem” /w sensie racjonalnie definiowanego sposobu i celu/, z drugiej zaś precyzyjne przemyślenia kolorystyczne, ścisłe zestawienia barw, konsekwentna dyscyplina paradoksalnie rozwibrowanych , „dowolnych” linii. W malarstwie Gerlacha ożywają właściwie wszystkie klasyczne motywy i tematy, akt, portret, martwa natura, sceny mitologiczne, instrumenty i tańce, wszystko jednak ujęte w natychmiast rozpoznawalną , „gerlachowską” formę.
x x x
Forma tych płócien w sposób jawny nawiązuje do abstrakcji. Kubistyczne inspiracje , ale także informel i konstrukcje ekspresjonistyczne są niejako „na wierzchu”.
Co jednak sprawia, że patrząc nie mamy wątpliwości: to nie żadna kolejna woda po Braque’u , Picassie, Kandinskym, ale samoswoja i czysta jakość w sztuce ?
Odpowiedź precyzyjna brzmiałaby najlepiej: ”jak zawsze tajemnica”. Można jednak, za cenę mocnego uogólnienia, dopowiedzieć : Gerlach połączył w swoim malarstwie /i to w sposób perfekcyjny/ żywioł i dyscyplinę.
Jego obrazy najczęściej wybiegają w kierunku abstrakcji, ale zatrzymują się na jej progu.
Tutaj eksperymenty kompozycyjne ujęte zostają w szlachetną i harmonijną strukturę.
To rytm linii i sprzymierzony z nim nieomal muzycznie dialog barw sprawiają, że wrażenie chaosu ustępuje miejsca ładowi i jakiejś zdumiewającej konieczności.
x x x
W świecie coraz częstszych artystycznych uzurpacji , quasi intelektualnych „podszewek” i prze-nudnych teorii malarstwo Eugeniusza Gerlacha orzeźwia swoją artystyczną energią i prawdą.
Aż chciałoby się cytować Swena – Czachorowskiego:
tak pachnie jabłko
jak malarz wzniósł plamę…
Maciej M. Szczawiński
Katowice wrzesień 2010r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz